wtorek, 22 kwietnia 2014

Żyto odróżni mężczyznę od chłopca

Bardzo miło jest spędzić Wielkanoc w domu, w rodzinnym gronie. Stacje telewizyjne jak co roku zadbały o przebojowy repertuar, a ukochana kobieta o stół pełen tradycyjnych przysmaków. Co prawda sprzątanie naszego przytulnego, piętnastometrowego mieszkanka zajęło Grażynce ponad tydzień, ale wystarczyło wymykać się regularnie z domu pod pretekstem wyrzucenia śmieci by okres przygotowań do świąt minął praktycznie bezboleśnie. Podczas takich ucieczek za garażami spotykałem wielu kolegów, którzy podobnie jak ja usiadłszy na kolorowych wiadrach na odpadki w ekspresowym tempie opróżniali puszki „Śląskiego” lub „Rompera”.
Świąt nie spędzaliśmy z Grażynką sami. Dołączył do nas jej syn, który na co dzień jest pensjonariuszem zakładu poprawczego w Ignacewie. Mariusz, bo tak ma imię ów gagatek, jest bardzo miłym i inteligentnym chłopakiem. Zna się na komputerach i to on podczas ostatniej przepustki pokazał mi jak założyć bloga i konto na facebooku. Oczywiście nie trafił do poprawczaka za atak na rządowy system informatyczny, tylko za włamanie do osiedlowego warzywniaka, ale kto z nas nie popełniał podobnych błędów w młodości? Jeżeli już o błędach młodości mowa, to po urodzie Mariusza, który jest owocem młodzieńczej miłości mojej konkubiny, mogę się domyślić, że onegdaj Grażynka w kontaktach z mężczyznami nie była szczególnie wybredna. Rudy, niski i cherlawy syn Grażynki raczej nie wyróżniał się na tle dorodnych młodzieńców zazwyczaj okupujących trzepak przy boisku.
Chcąc wesprzeć Grażynkę w trudach wychowania potomstwa postanowiłem, zastępując ojca, dać Mariuszowi lekcję kulturalnego picia wódki. Przy okazji uświadomiłem sobie jak wspaniałe są kulturowe rytuały przejścia z wieku młodzieńczego w dorosłość. Pierwsza dziewczyna, pierwsze wakacje pod namiotem, pierwsza flaszka z konkubentem matki w ciasnej kawalerce. Kto z nas nie pamięta do dzisiaj tych wyjątkowych chwil? Na specjalną okazję wybrałem tą samą wódkę, którą kiedyś ja piłem z moim przyszywanym tatusiem. Mowa tu oczywiście o „Extra Żytniej”. Korzystając z nieobecności Grażyny, która wybrała się na rezurekcję, postawiłem przed młodym zmrożoną butelkę i zaczęliśmy misterium, w którym doświadczenie i rozwaga mieszały się z młodością i porywczością. Od razu zauważyłem pewne różnice w sposobie picia. Po pierwsze, wśród młodzieży prawie całkowicie zanikła sztuka picia wódki ze szklanki. Małe kieliszki, używane niegdyś wyłącznie przez kobiety i dzieci, stały się normą. Człowiek musi wciąż uzupełniać szkło, co pochłania bardzo dużo czasu. Po drugie, młodzi ludzie nie delektują się gorzałką i zapijają każdy łyk wódki kilkoma łapczywymi haustami słodkiego napoju krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
Przejdźmy zatem do oceny naszej dzisiejszej bohaterki. Testowany trunek pod każdym względem jest „Extra”. Wspaniałe opakowanie, delikatny smak, wyważona moc i porcja wspomnień z czasów młodości. Przywrócenie dawnej marki okazało się strzałem w dziesiątkę. Ekstra Żytnia zdobywa rynek konkurencyjną ceną i obietnicą sentymentalnej podróży w czasy PRL. Moje uznanie budzą akcje promocyjne, w których do wódki dodawana jest biała oranżada. Poniżej dokonałem oceny produktu z Polmosu Bielsko-Biała. Z pewnością zauważycie, że jest to zdecydowanie najlepsza z testowanych do tej pory wódek.

Smak – z delikatną nutą zbożową, prosty i wyraźny. Ocena 9/10
Aromat – zapach młodości - rześki i krzepiący . Ocena 10/10
Barwa – przezroczysta jak górskie powietrze o poranku. Ocena 10/10
Moc – wyraźnie czuć dbałość o idealne proporcje. Ocena 10/10
Butelka – absolutna klasyka nawiązująca do najlepszych wzorców . Ocena 10/10

Po pierwszej, i jak się okazało ostatniej, połówce Mariuszowi zaszumiało w głowie. Język zaczął mu się plątać, a w oczach pojawiły się łzy. Po ojcowsku przytuliłem mojego pasierba i gdy zasnął zaniosłem go wprost do jego polowego łóżka w przedpokoju. Zdjąłem z jego skroni czapkę z napisem Pitbull i przykryłem odziane w ortalion mizerne ciało kraciastym kocem. Przebudziwszy się na moment Mariusz chwycił mnie za dłoń i powiedział, że czuje się jakby stał pośród łanów żyta posrebrzających litewski krajobraz opisywany w Inwokacji, a wokół niego pędził dziki wiatr znad Niemna. 
Mariusz stał się mężczyzną, zaprzyjaźniliśmy się, a ja uzyskałem kolejny dowód na niezwykłe właściwości gorzałki. W końcu jak to możliwe, że ktoś, kto nigdy nie przeczytał żadnej książki może znać "Pana Tadeusza"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz