Kiedyś było łatwiej. Na sklepowych półkach czekało na klientów kilka gatunków rodzimej czystej wódki i każdy wiedział co kryje się za daną etykietą. Było wiadomo, że do znajomych wystarczy Żytnia, w urzędzie wypada wręczyć Krakusa, a kobiece serce na romantycznej randce w parku zmiękczymy szybko flaszką Luksusowej. Czasy się jednak zmieniły. Ostatnio próbowałem załatwić koledze pracę na budowie u znajomego majstra. Powiedziałem Szczurkowi, bo tak mówimy na kumpla w naszym trzepakowym towarzystwie, że musi ponieść pewne koszty bym mógł mu pomóc w znalezieniu stałego zajęcia. Wygrzebał z kieszeni 20zł od swojej matki i wręczył mi je z przykazaniem zakupu flaszki dla majstra. Udałem się więc udeptaną ścieżką międzyn garażami do naszej Galerii. Na mój widok sprzedawca postawił na ladzie Piwo Śląskie i musiałem mu szybko wyjaśnić, że tym razem mam większą gotówkę do wydania. Polecił mi zakup wódki 1906, wskazując, że jak wynika z nazwy, to marka o ponad stuletniej tradycji i obdarowany z pewnościa nie pogardzi tak zacną cieczą. Nie wiem dlaczego zaufałem tej kanalii, która nie sprzedaje nic na kredyt, a czasami strażą miejską postraszyć potrafi, gdy po winie wypitym nad ranem przypomni mi się tekst i melodia dawno zapomnianej piosenki?
Tak więc udałem się do majstra. To mój kolega z podwórka. Udało mu się w życiu - jest kierownikiem na budowie. Lanosem w gazie jeździ aż miło, a po sezonie budowlanym, w listopadzie, zawsze wyjeżdża z rodziną na dwa tygodnie do Międzyzdrojów. Mówi, że piasek i morze są te same co latem, a w sumie jest niewiele chłodniej i dzieciaki go nie naciagają na gofry i inne pierdoły. Zagadałem z nim o pogodzie, zapytałem o żonę i dzieci, a kiedy tematy powoli się kończyły przeszedłem do sedna. Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem "Rocznik" i szybko streszczając sprawę chciałem mu go wręczyć. Popatrzył na mnie jakbym chciał mu dać w pysk. Jakbym w dłoni trzymał nie 40 woltowy, najczystszy nektar, a pojemnik z psimi rzygami. Burak jeden odwrócił się rzucając jeszcze przez ramię, że czymś takim to mogę załatwić koledze jedynie lepsze miejsce w kolejce do urzędu pracy.
W taki oto sposób boleśnie przekonałem się, że wódka wódce nierówna, a moc procentowa trunku nie zawsze przekłada się na moc sprawczą wręczanego flakonu. Widać potrzebę dokładnego badania rynku, bo domyślam się, że nie tylko ja padłem ofiarą zbyt dużego wyboru wódek. Od niedawna, dzieki uprzejmości sąsiadki, która nie ma hasła na wifi, mogę korzystać z internetu. Zdecydowałem o założeniu bloga na którym będę dla Was badał wódki i opisywał ich walory, mocne i słabe strony oraz moje wrażenia po wypiciu każdej z nich. Będę również śledził nowości na gorzelniczym rynku, aktualne trendy i nowatorskie pomysły producentów. Nie zabraknie również informacji o aktualnych promocjach w alkoholowym świecie i o miejscach, w których można napić się najlepszej gorzałki. Już niebawem zaproszę Was na wycieczkę do Lublina, który na wódczanej mapie świata jest tym, czym Mediolan na modowej mapie projektantów i blogerek. Na zdrowie!
Drogi Romanie, każdy taki blog jest na wagę złota!
OdpowiedzUsuńNie sposób się nie zgodzić, Adamie. Z gorzałą w lepsze jutro!
OdpowiedzUsuń