czwartek, 27 marca 2014

Na drugą nóżkę, czyli Śląska.

Czytałem ostatnio w lokalnej gazecie o wynikach badań, z których wynikało, że Polacy piją coraz mniej wódki. Po raz kolejny poczułem bolesne ukłucie w sercu, które towarzyszyło moim wszystkim dotychczasowym porażkom. Podobny ból czułem gdy otworzyliśmy ze szwagrem firmę zajmująca się montażem konstrukcji z azbestu, a po kilku dniach okazało się, że jest on rakotwórczy. Podobnie było ze szwalnią w której produkowaliśmy krawaty dla Samoobrony i wytwórnią gadżetów dla Amber Gold. Już chciałem zamykać dopiero co utworzonego bloga, ale wizyta za garażami na moim osiedlu utwierdziła mnie w przekonaniu, że duch w narodzie nie ginie, a badania na temat wódki są tak samo wiarygodne jak sondaże w Familiadzie. Jak co dzień rano udałem się do naszego klubu dżentelmena. Gdy tylko wychyliłem się zza węgła niszczejącego pustostanu zauważyłem charakterystycznie rozluźnioną sylwetkę Sławka Dziuby. Coś pobłyskiwało w jego dłoni. Na mój widok szybko schował flaszkę za pazuchą i o mało nie udławił się tym co zdążył już nabrać w usta z białego plastikowego kubeczka. Towarzystwo generalnie się mnie nie spodziewało gdyż już wczoraj miałem zameldować się w Zakładzie Karnym w Chełmie do odbywania kary (niesłusznej oczywiście, ale temu poświęcę osobny wpis), zabrakło mi niestety pieniędzy na bilet i Temida będzie musiała na mnie chwilę poczekać. Sławek z wytrzeszczonymi oczami spojrzał na mnie jak na ducha, bo wódka w gardle gryzła go jak sumienie abstynenta. Wyjaśniłem chłopakom w kilku słowach powody dla których zmieniłem plany, a ci by zatrzeć złe wrażenie kazali polać mi kolejkę. Sławomir hojnie napełnił mój kubeczek wódką, której etykieta z napisem „Śląską”, nie pozostawiała wątpliwości co do jej pochodzenia. Nie znałem wcześniej tej marki, ale okazała się esencją górniczej krainy. W smaku była paląca niczym piece huty im. Dzierżyńskiego w Katowicach, a po kilku łykach czułem się jak sztygar w oparach metanu przysypany w chodniku zwałami wyrobku. Dla Adama, który spijał z nami śląską ambrozję, spotkanie zakończyło się silnym tąpnięciem, a Wacek niczym strzałowy schował się w kucki za murkiem z rękami na głowie. Już po dwóch kolejkach stałem się gorącym zwolennikiem autonomii Śląska połączonej z absolutnym zakazem importu wyrobów spirytusowych do Polski. Podsumowując, nie ma złej wódki, ale po romansie ze „Śląską” wiem, że czasami naprawdę lepiej wydać 17,99 zł na bilet do więzienia niż na gorzałkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz